|
Rok 2014
Minęło lato i mogę powiedzieć, że już na dobre zaaklimatyzowałyśmy się w nowym środowisku. Nie obyło się oczywiście bez przykrych niespodzianek. Pod koniec października, szalona Juma, podczas biegania po lesie, zawadziła o wystającą gałąź drzewa i wydarła sobie kawał skóry w pachwinie. Ponieważ nie zdążyłam jeszcze zapoznać się z miejscowymi weterynarzami, miałam problem ze znalezieniem chętnego i dysponującego czasem, aby pocerować Jumę. Pech chciał, że jedyny wolny lekarz /z trudem przechodzi mi to określenie/ przyjmował w lecznicy, która przypominała czasy bardzo głębokiej komuny, w której zresztą chyba od tamtej pory nie było sprzątane. Ale ponieważ nie miałam wyjścia, musiałam zdecydować się na szycie, chociaż z góry przeczuwałam jakie będą efekty. Nie będę opisywała ze szczegółami, powiem tylko, że zabawa z paprzącą się raną trwała blisko miesiąc, podczas którego Juma latała z kołnierzem i w kubraku ochronnym. I chociaż pamiątkowa szrama zostanie jej już do końca życia, cieszę się, że ten koszmar mamy już za sobą.
Pierwszy dzień listopada spędziłyśmy z ciocią Beatą, która odwiedziła nas wraz ze swoim podopiecznym, małym staruszkiem Druppim. Wybrałyśmy się na bardzo długi spacer, poznając przy okazji okolicę. W miejscu, gdzie zaczyna się "nasz" kanał rzeka przechodzi przez śluzę, robiąc bardzo dużo hałasu. Była to całkowita nowość dla Jumy i Cuby, które ze zdziwieniem patrzyły na piętrzącą się wodę.
Koniec listopada przyniósł chłody, a nawet spore mrozy. Jak zwykle niezawodny w takich sytuacjach był kominek, przy którym dziewczyny leżały niemal całymi dniami
Pełnią szczęścia są nasze spacery wzdłuż kanału, po którym pływają kaczki i łabędzie rodzinki.
W początkach grudnia udzielił nam się panujący wszędzie świąteczny nastrój.
Wszystkim, którzy zajrzą na naszą stronkę, życzę aby ten wyjątkowy czas w roku był miłym wytchnieniem od codziennych zajęć, aby Święta Bożego Narodzenia były radosne, miłe i rodzinne, dając moc pozytywnej energii na zbliżający się Nowy 2015 Rok.
* * * * * * Wizyta cioci Lilianny
Najgorsze remonty mamy już za sobą, większość pudeł rozpakowana, więc uznałam, że możemy zacząć przyjmować gości.
Odwiedzili nas już Asia z Tomkiem, ale bez nowej pociechy...
Joszko
powitanie przy płocie
Lilianna przywiozła Jumie i Cubie mnóstwo prezentów, oczywiście takich do zjedzenia. Dziewczyny zgłupiały na widok takiej ilości różnych smakołyków.
Po krótkim powitaniu przyszła pora na pokazanie gościom naszego Raju, w którym również Maro czuł się świetnie.
Największą atrakcją było pójście nad kanał Wdy, który przepływa przy naszej działce. Maro dał popis swoich umiejętności pływackich, podczas których tylko Juma mu towarzyszyła.
Cuba natomiast nabrała chęci do zabawy w momencie kiedy wszyscy już byli bardzo zmęczeni i szykowali się do snu.
Lilianna, bardzo dziękuję za cudowny weekend, mam nadzieję, że jeszcze wiele razy to powtórzymy.
* * * * * * Zmiany, zmiany, zmiany....... Dawno nic nie pisałam, ale w naszym życiu zaszły tak ogromne zmiany, że zupełnie nie miałam głowy do myślenia o stronce. Musiałam podjąć decyzję o zmianie miejsca zamieszkania, o rozstaniu z Podkową. Była to bardzo trudna decyzja, wielka życiowa rewolucja, ale nie dało się tego uniknąć. Postanowiłam, że jak już zmieniać to radykalnie. Ostatnie miesiące w Podkowie były trudne i smutne.
jeszcze w Podkowie
Potem zaczęło się pakowanie i przeprowadzka. Znalazłam dla nas cudowne miejsce na Pomorzu, w Borach Tucholskich. Nasze nowe życie zaczęło się 26 lipca. Domek położony na działce w lesie, nad kanałem Wdy, z prywatnym pomostem, w bardzo cichej i spokojnej okolicy. Jednym słowem - RAJ. Juma z Cubą zwariowały widząc ile mają terenu do biegania, ile ciekawych zapachów i różnorodnych atrakcji. Nie bardzo wiedziały co się dzieje, bo ogólnie panujący bałagan sprawiał, że po domu ciężko było się poruszać.
przeprowadzkowy bałagan
Przez pierwszy miesiąc zmieniali się fachowcy od remontu. Szczególnie Jumie to odpowiadało, bo panowie mieli własny prowiant, którego, mimo moich ostrzeżeń, nie chowali. Efekt był taki, że fachowcy chodzili głodni a Juma i Cuba poprawiały się w oczach. Do tego ciągłe głaskanki, poklepywania i Juma była w Śiódmym Niebie. Cuba, mniej wylewna w okazywaniu uczuć, ograniczała się głównie do wyszukiwania schowanych knapek.
ze studniarzami
z ekipą, która przewoziła naszą starą agawę
Juma po malowaniu mieszkania
Podczas malowania płotu i drobnych prac na terenie, Juma z Cubą, mimo panujących upałów, cały czas mi towarzyszyły.
Zdarzały się momenty silnego zmęczenia, zarówno upałem jak i intensywnością zajęć.
zmęczone, ale czuwające
Na początku, Juma z Cubą myślały chyba, że to wakacje. Całe dnie ze mną, bieganie samopas po lesie, poznawanie nowych zapachów /bobry przychodzące na działkę, kuny i lisy zostawiające ślady, a do tego dzikie koty/, wszystko to sprawia, że moje psy są wyraźnie szczęśliwe.
Cuba /czerwona obroża/
Juma /brązowa obroża/
Mając tyle atrakcji, dziewczyny bardzo się zmieniły. Przestały ze sobą prowadzić niepotrzebne wojny, mogę z nimi swobodnie chodzić po lesie bez obawy, że skończy się to awanturą i szyciem u weterynarza. Poza tym, widzą, że ja również jestem spokojniejsza, mimo nawału zajęć.
wspólne "zwiedzanie" terenu
Juma w czerwcu skończyła 9 lat, Cuba dzisiaj kończy 8 lat. Cieszę się z ich dobrego zdrowia i kondycji i mam nadzieję,
że spędzimy razem jeszcze wiele lat.
czy, kiedy padają ze zmęczenia w swoich klatkach
czy, kiedy pomagają mi w pracach ogrodowych
Wszystkie jesteśmy po prostu szczęśliwe.
|