Z Nowym Rokiem
Wiedziałam, że będzie ciężko, ale nawet nie myślałam, że aż tak. Pustka, żal, smutek wypełniały moje serce. Byłam gotowa przygarnąć jakąś biedną, niechcianą psinę, pisałam do Fundacji Adopcyjnych, ale, co bardzo mnie zdziwiło, nikt nawet nie odpisał. Jednak cały czas, myśli moje krążyły wokół dobermanów, takich jakie najbardziej kochałam, a więc brązowych i kopiowanych. Beata śledziła ogłoszenia na FB, zaprzyjaźnione osoby też od czasu do czasu podsyłały mi jakieś informacje. I jak to u mnie bywa, a więc totalnie na wariata, 30 grudnia dostaję informację, że jest sunia w Wołgogradzie, 5 miesięcy, oczywiście brązowa, kopiowana, bardzo ładna. Nawet nie mogłam obejrzeć zdjęć, bo akurat mój komputer był w czyszczeniu, a od „kuriera” dostałam informację, że transport jest możliwy 3 stycznia, musiałam szybko podjąć decyzję. Czekała mnie jazda do Warszawy, ale warto było. Moje nowe szczęście zobaczyłam wczesnym rankiem 4 stycznia. Sunia tak bardzo podobna do Cuby, że aż mi ścisnęło serce. Zdziwiło mnie, że po niej nie było widać żadnego zmęczenia, a przecież zaliczyła prawie 2 tysiące kilometrów, trzy europejskie stolice w ciągu jednej doby, a jeszcze czekała ją jazda na Pomorze. Po krótkiej przerwie, tym razem już w komfortowych warunkach, a nie w transporterze, dojechała do swojego nowego domu. Ja, po 40 godzinach na nogach i blisko tysiącu przejechanych kilometrów, padałam ze zmęczenia. Sunia przeciwnie. Nareszcie mogła pobiegać. Nawet mróz jej nie przeszkadzał. W nowym domu od razu poczuła się jak u siebie.
Zastanawiałam się jak ją nazwać. Imię jakie otrzymała w hodowli Magical Legend Auri będzie miała tylko w papierach. Ja postanowiłam nazywać ją Zula. Bardzo szybko zaczęła na nie reagować, a co najważniejsze, szybko zaczęła rozumieć język polski. Pierwszy dzień w nowym otoczeniu był lajtowy, poza jedną atrakcją, a mianowicie poznaniem sąsiadów i ich owczarka Odina. Przeraziła mnie reakcja Zuli, bardzo agresywna. Na obcych ludzi też reagowała dziwnie, próbując podskubywać cały czas szczekając. Ale krótkie fe, a po uspokojeniu nagroda, zrobiły swoje. Następnego dnia czekało nas wyzwanie. Miałyśmy gości, którzy zapewnili Zuli taki socjal jaki można sobie tylko wymarzyć. Najpierw przyjechała Beata z Maćkiem i Pippi, a potem dołączyli do nas Asia z Tomkiem, Klaudią i nieocenioną Emmą- cudowną dobermanką, o bajecznym charakterze.
Spacer z Beatą
Na początku Zula wystartowała do Emmy, ale całkowicie zignorowana i lekko skarcona, dała sobie spokój i uznała, że lepiej mieć koleżankę do zabawy niż wroga. Potem już było tylko miło. Dziękuję Wam Kochani za przemiłą wizytę.
Podczas kolejnych dni coraz lepiej się poznawałyśmy, a Zula poznawała teren i okolicę. Największą ciekawostką okazał się dla niej telewizor. Ogląda wszystko, w wielkim skupieniu.
O tym jak będzie wyglądał mój ogród jak stopnieje śnieg staram się na razie nie myśleć. Już widzę, że będę miała pomocnika, bez względu na to czy mi się to będzie podobało czy też nie. Zula uwielbia kopać doły /nawet zamarznięta ziemia jej w tym nie przeszkadza/, no i niestety gryzie wszystko co wystaje z ziemi. Niestety teraz nawet nie mogę jej pokazać, gdzie jest zakazany dla psa teren, bo wszystko jej przysypane śniegiem.
Zula, w przeciwieństwie do moich poprzednich dziewczynek, które uwielbiały ciepełko, jest psem doskonale czującym się w zimowych warunkach. Duży mróz nie przeszkadza jej w kilkugodzinnych zabawach na dworze.
Zauważyłam, że jej ulubionym wodopojem /tak samo jak Jumy i Cuby/ jest oczko wodne, prawie całkowicie obecnie zamarznięte.
Kolejnym psem, którego Zula poznała jest nasz drugi sąsiad Joszko. Młody, szalony, pozytywnie nastawiony do innych zwierząt. Z Zulą od razu przypadli sobie do gustu. Pierwsze spotkanie odbyło się w naszym ogrodzie, gdzie psy mogły biegać do woli.
Do kolejnego spotkania doszło w pierwszych dniach lutego. Tym razem gościliśmy się w domu. Zula poznała naszych sąsiadów i ich małe dziecko. Reakcja była bardzo dobra. Cały czas pochłonięta zalotami Joszka, który wyraźnie traktował ją jak obiekt seksualny. Zabawy nie był w stanie przerwać nawet płacz dziecka.
Doszło również do zapoznania z dziką kotką, która od początku jest pod moją opieką. Zula raczej jako ciekawostkę ją potraktowała, jednak kotka wyraźnie pokazała co myśli o takiej znajomości.
Zdecydowanie lepszym zajęciem dla Zuli jest bieganie po ogrodzie.
Zaczynam więc kolejną przygodę z dobermanem. Zula jest moją siódmą sunią tej rasy. Na pewno będzie inaczej, bo otoczenie inne, ja coraz starsza.
Nie obejdzie się bez porównań do poprzedniczek, ale to chyba normalne. A jak będzie wyglądało nasze wspólne życie czas pokaże.