Kiedy wiosna buchnie majem…
Z tym buchnięciem to trochę przesadziłam, bo pogoda jest mieszana. W ciągu dnia jest w miarę ciepło i słonecznie, ale noce są chłodne i często z przymrozkami. Jednak musiałam zabrać się ostro do porządkowania ogrodu. Zula w tym czasie urządzała sobie biegi po działce, często zmuszając mnie do przerw i rzucania ukochanej piłki.
Nie wiem czy już wcześniej pisałam, ale Zula ma bzika na punkcie wiewiórek, które już się przyzwyczaiły do jej obecności i często wręcz ją prowokują /oczywiście nie schodząc z drzew/.
Kiedy Zuli nie ma w pobliżu karmnika, wiewiórki od razu korzystają z okazji i dorywają się do ulubionego słonecznika i orzeszków. Szczególnie jedna jest moją ulubienicą. Mówię na nią akrobatka, bo to, w jaki sposób ona konsumuje przysmaki, jest wyjątkowo zabawne.
Gonitwy po działce i śledzenie wiewiórek jest bardzo wyczerpujące. Poza tym Zula uwielbia wylegiwać się na słońcu.
A kiedy robi się zbyt gorąco, Zula przenosi się do cienia.
W przerwach leniuchowania kontroluje co się dzieje w najbliżej okolicy.
Jak już wspominałam, Zula nie korzysta z miski z wodą do picia. Nie wiem dlaczego, ale po ponad sześciu latach, już się nad tym nie zastanawiam. Może to jakaś trauma z dzieciństwa, która tak głęboko ją doświadczyła. Jest zresztą więcej dziwnych zachowań, których nawet nie próbuję już zmieniać. Jedynym wodopojem dla Zuli jest oczko wodne.
Zawsze po zimie, korzystając z ładnej pogody, biorę się za wymianę wody i umycie całego oczka. O ile Zula nie jest zbytnio zainteresowana tym co ja robię, dziwi ją brak wody w oczku. Ryby, przełożone do miski na czas wymiany wody, mimo ciekawości, nie wzbudzają w Zuli instynktów łowieckich. I to mnie akurat bardzo cieszy.
Po zakończonej pracy, Zula może wreszcie napić się świeżej wody.
A ja mogę cieszyć oko efektem mojej pracy.