Wymarzone Wakacje…
Nadszedł wreszcie długo oczekiwany dzień 14 września. Przygotowania do wyjazdu rozpoczęłam kilka dni wcześniej, co wzbudziło u moich dziewczyn wielkie podniecenie. Emocje sięgnęły zenitu, kiedy w niedzielny poranek zaczęłam pakować rzeczy do samochodu. Już właściwie wszystko było gotowe do wyjazdu, kiedy to Juma z Cubą „wzięły się za łby”. Jak zwykle w takich sytuacjach, ucierpiała Cuba. Rana na przedniej łapie wyglądała niezbyt ciekawie, właściwie nadawała się do szycia. Niestety nasz lekarz był nieuchwytny, zdecydowałam więc, że po opatrzeniu rany, ruszamy w drogę, a już na miejscu poszukamy lekarza, który zajmie się Cubą. Podróż minęła nam bardzo spokojnie, nawet Juma w samochodzie zachowywała się wyjątkowo grzecznie. Nasza kochana gospodyni z Krynicy – Teresa, umówiła nas telefonicznie z lekarzem w Stegnie, który zajął się łapą Cuby. Po założeniu dwóch szwów / Cuba zniosła to bardzo dzielnie bez narkozy/ ruszyłyśmy w dalszą drogę do Krynicy Morskiej. Juma poznała dom, w którym mieszkałyśmy w ubiegłym roku, a jej radość na widok Teresy była tak wielka, że aż trudno to opisać.
powitanie z Teresą
Potem oczywiście poszłyśmy się przywitać z morzem. Juma bardzo ucieszyła się na widok „dużej wody”, oczywiście próbowała zjeść fale, szalała z radości po brzegu. Obejrzałyśmy pierwszy zachód słońca i po krótkim spacerze wróciłyśmy do domu.
Tak jak planowałam dni miały nam upływać na długich spacerach. Pogoda niezbyt łaskawa sprawiła, że na plaży prawie nie było wczasowiczów, dzięki czemu dziewczyny mogły biegać luzem ile tylko chciały. Nawet nie przypuszczałam, że mają tyle energii.
Wtorkowy spacer niestety zakończył się kolejną awanturą. Tym razem ucierpiała Juma. Znów odwiedziłyśmy doktora w Stegnie, który założył Jumie 3 szwy na głowie.
Wieczorem odwiedzili nas Beata i Maciek. Mimo późnej pory i panujących ciemności odbyliśmy mały spacer po Krynicy.
Do wzmożonej uwagi zmuszały nas szalejące po mieście watahy dzików, których w tym roku jest na Mierzei Wiślanej wyjątkowo dużo.
W środę zupełnie niespodziewanie zrobiła się piękna, słoneczna pogoda. Na spacer po plaży tym razem zabrałam kagańce, których moje psy wyjątkowo nie lubią. Ale skoro nie ma innego wyjścia aby uniknąć awantur, zdecydowałam, że teraz ten sprzęt będzie nam towarzyszył podczas plażowych wędrówek.
Kilkugodzinne spacery po plaży sprawiały, że dziewczyny po przyjściu do domu po prostu padały, nie miały już siły na nic.
Niestety, wszystko co piękne szybko się kończy. Nawet nie wiem, kiedy minął tydzień i trzeba było zacząć myśleć o powrocie do domu. W sobotę zrobiło się bardzo zimno i wietrznie, morze szalało, o obejrzeniu zachodu słońca nie było mowy.
W niedzielę rano, po krótkim spacerze i pożegnaniu z morzem, wyruszyłyśmy w podróż do domu. Z pewnością Jumie i Cubie będzie brakowało tych codziennych szaleństw i spacerów. Na następne wakacje trzeba będzie trochę poczekać….