Nasz wspaniały urlop
Tydzień poprzedzający nasz wyjazd był trudnym okresem, szczególnie dla Jumy i Cuby. Nadmiar moich zajęć sprawił, że dla psów zupełnie nie miałam czasu. Powtarzałam tylko, że za moment im to wszystko wynagrodzę, a one widząc pakowane walizki i torby, chyba wiedziały co nas czeka. 20 września, po zaaplikowaniu dziewczynkom delikatnego środka uspakajającego / musiałam to zrobić aby uniknąć awantur w czasie jazdy/, wyruszyłyśmy w drogę do Krynicy Morskiej. Podróż minęła nam nadspodziewanie dobrze. Jeden postój wystarczył aby trochę odpocząć od jazdy.
Do Krynicy dojechałyśmy wczesnym popołudniem. Pogoda była wprost bajeczna, cudne słońce i ciepło. Ledwo zdążyłam trochę rozpakować nasze bagaże, a zjawili się nasi zapowiedzeni wcześniej goście. Otóż przyjechali do nas Iza z Piotrem, Daszą i cudownym malutkim Opalem. Od razu poszliśmy nad morze. Juma bardzo ładnie zakolegowała się z Daszą. Nawet dzięki Daszy odważyła się wejść trochę głębiej do wody. Cuba, która cały czas chodziła w kagańcu i na lince, nie była zbyt zadowolona.
Natomiast mały Opal, jedyny „facet” w tym psim towarzystwie, obserwował co robią starsze koleżanki, czasami rwał się do nich, ale większość czasu po prostu przesypiał.
Kolejny dzień zaczął się od bardzo długiego spaceru po plaży. Morze nie było już tak spokojne jak poprzedniego dnia. Zabawom z patyczkami i bieganiu po plaży nie było końca. Juma była po prostu w swoim żywiole. Miło było patrzeć jak cała szczęśliwa szaleje po brzegu.
Cuba również biegała po plaży, nawet próbowała wejść do wody. Jednak cały czas kombinowała jak tu pozbyć się kagańca.
Późnym popołudniem przyjechali do nas Beata z Maćkiem. Poszliśmy na spacer nad morze, aby obejrzeć zachód słońca i porobić trochę zdjęć.
Kolejne dni, dzięki pięknej pogodzie spędzałyśmy głównie na plaży. Odpoczywałyśmy w pozostałych po turystach grajdołach.
Nie obyło się również bez odwiedzenia portu rybackiego.
Najbardziej obawiałam się w Krynicy spotkania z dzikami. Ale na szczęście, ani razu nie spotkałyśmy ich na naszej drodze. A takie widoki są czymś normalnym na Mierzei Wiślanej
Nadeszła niedziela, dzień wyjazdu. Rano poszłyśmy na krótszy niż zazwyczaj spacer nad morze. Pogoda nadal piękna, sprawiała, że żal było żegnać się z morzem. Ale cóż….
Podczas gdy Juma pomagała mi w pakowaniu rzeczy, Cuba wylegiwała się na balkonie, na „swoim” ulubionym fotelu, z którego miała widok na pokój i całą okolicę.
I wyruszyłyśmy w drogę powrotną do domu. Tym razem postanowiłam zrobić postój w bardzo ciekawym miejscu, gdzie na dużym parkingu przy stacji benzynowej ustawiony jest czołg RUDY / ale nikt nie potrafił mi powiedzieć czy to ten filmowy Rudy/.
Do domu dotarłyśmy późnym popołudniem. I tak zakończył się nasz urlop. Znowu trzeba będzie czekać cały rok aby móc podziwiać piękne widoki plaż bałtyckich, biegać po piasku pozostawiając ślady………..