Wakacje

Wakacje

     Nadszedł długo oczekiwany dzień, 17 września wyjechałyśmy na upragnione wakacje. Juma, która zawsze zostaje w domu jak ja z Cubą jedziemy na wystawę, myślała, że znowu zostanie sama. Była tak smutna, że aż momentami było mi jej bardzo żal. Ale jak założyłam jej obrożę wstąpił w nią nowy duch, po prostu oszalała z radości. Szaleństwo to trwało prawie całą drogę do Krynicy Morskiej / z małymi przerwami na drzemkę/. Cuba tradycyjnie przespała całą drogę. Od razu po przyjeździe poszłyśmy nad morze. Bardzo byłam ciekawa reakcji dziewczyn na widok „dużej wody”. Ale to co zrobiła Juma przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Muszę dodać, że na plaży było sporo osób, spacerujących po brzegu w blasku zachodzącego słońca. Juma na widok morza dostała ataku szaleństwa, zerwała się ze smyczy i zaczęła biegać wzdłuż brzegu. Zaczęła gryźć fale i odniosłam wrażenie, że chce tą wodę obiec dookoła. Nie reagowała na nic, ani na piłeczkę, ani ciasteczka, nawet Cuby nie widziała. Zresztą Cuba również się zerwała i dołączyła do Jumy. Biegały więc razem, a ja kompletnie bezsilna stałam i czekałam aż się zmęczą.

 


Po pół godzinnym, morderczym biegu, Juma zaczęła zwalniać. Udało mi się ją chwycić i zapiąć smycz. Dalej była bez kontaktu. Cuba również zmęczona dołączyła do nas, mogłyśmy więc zakończyć „przywitanie morza”. Wieczorem psy po prostu padły


Następnego dnia było już zupełnie inaczej. Juma zaczęła spacer na smyczy, były zabawy z piłeczką i jak zobaczyłam, że wszystko jest w porządku odpięłam smycz. Przyznać muszę, że to piękny widok, dwa biegające po plaży dobermany. Chyba nigdy nie widziałam moich psów tak szczęśliwych.
Na zdjęciach Juma w żółtej obroży, Cuba w czerwonej


Codziennie robiłyśmy spacery po plaży, które trwały po 4-5 godzin, potem przerwa na obiad i sen, a wieczorem spacer po Krynicy. Bardzo miłym akcentem były odwiedziny Beaty, właścicielki nieżyjącego już cudownego Spartana.


Przez tych kilka dni, miałyśmy chyba wszystkie typy pogody. Było słonecznie, padał deszcz, morze było spokojne, ale trafił się też sztorm. Nie przeszkadzało nam to jednak w codziennych wędrówkach i zabawach na plaży.


Bywałyśmy w różnych, przyjaznych dla psów barach


oraz w porcie


Przed silnym wiatrem chowałyśmy się w pozostałych po sezonie grajdołach-fortecach


Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy, ostatnia wyprawa nad morze, ostatni zachód słońca


Tuż przed wyjazdem postanowiłam uwiecznić na fotkach naszych gospodarzy. Teresę i Ryszarda znam od 9 lat, oni również kochają dobermany. Mają 13-letniego Axla i jego 8-letnią córkę Amandę.


Podczas kiedy ja zabawiałam się w fotografa moje dziewczynki ze zdziwieniem i chyba lekką zazdrością spoglądały z balkonu. Niestety nie było im sądzone poznać się bliżej z uwagi na zadziorny charakter Amandy.


Moim marzeniem jest, abyśmy za rok o tej samej porze mogły znowu pojechać nad morze, choćby nawet tylko na kilka dni……..

 

Komentowanie wyłączone.